Archive for the ‘szpital’ Category

Stuff that you need for finals

20 lipca, 2008

Zazwyczaj nie pozwalam sobie na dygresje nie związane z moim pobytem w groźnej i mroźnej Hiszpanii, a już w ogóle nigdy na wrzucanie mniej lub bardziej zabawnych tworów zamieszczanych na You Tube, ale tym razem zrobię wyjątek.

Z dedykacją dla moich biednych dziewczyn, które ciężko uczą się do interny – w ramach powtórki do egzaminu:

Narobiło się zaległości

4 marca, 2008

… i nie wiadomo od czego zacząć.

Za mną niezliczone erasmusowe imprezy, w końcu zaczęłam rozwijać się towarzysko.

Między innymi były wypady na różnorakie tapas z okazji pierwszego konkursu tychże w Alicante (już zakończonego), a które to razem z cañą, czyli kufelkiem piwa można było nabyć na 2€; na przykład croquetas, czyli krokieciki z beszamelu i szynki, panierowane bułką tartą. W ogóle mi to nie brzmi, a tymczasem jest zupełnie fajną przegryzką, zwłaszcza z sosem majonezowym. Inne np. z ciasta francuskiego z rybkami w stylu anchois w środku, jakieś pulpeciki mięsne w sosie pomidorowym, nadziewana endywia… Troszkę się napróbowaliśmy :)

img_0831.jpg img_0834.jpg img_0837.jpg

Odbyła się również jedna (a w zasadzie dwie, w porywach do trzech) impreza rusko-pierogowa. Teraz już naprawdę żaden erasmusowy student z Alicante nie będzie miał wątpliwości co do tego, jaka jest polska potrawa narodowa. Mało tego, będzie wiedział, z czego jest przyrządzona, a nawet sam ich nalepi, wykazując się dużym kunsztem i wprawą.

img_0848.jpg img_0849.jpg img_0850.jpg

Kontynuując wątek kulinarny nadmienię jeszcze tylko, że u Grzesia były razu pewnego pieczone przepiórki, faszerowane suszonymi owocami. Ma chłopak rozmach!

Prócz powyższych aktywności, wybraliśmy się raz do Murcii, ale o tym w następnym odcinku, żeby nie namieszać.

W szpitalu zaś mamy znów chirurgię, więc jest ciekawie, ale o tym też innym razem.

Pogoda jest różna. W weekend było pięknie, słonecznie i dwadzieścia stopni (nawet się trochę plażowało), ale w czwartek w nocy mają być 2 stopnie! Ciekawe, czy odwołają zajęcia z powodu zagrażającego zdrowiu i życiu ochłodzenia?

Tydzień w skrócie

15 lutego, 2008

10.02., sobota. Dogadzamy sobie.

Naleśniki z truskawkami – bo kto by odmówił sobie fantastycznych, pachnących truskawek w lutym? Nie my.

p2090271.jpg p2090274.jpg

A potem flamenco i party u Izy. Doceńcie starania Grześka; może miny ma nie bardzo eleganckie, ale skupiał się chłopak mocno na utrzymaniu otwartych oczów do zdjęcia.

p2100279.jpg p2100285.jpg p2100290.jpg

p2100293.jpg

11.02., niedziela. Nowa Niemka.

Wprowadziła się Julia, w miejsce Tiny. Jest wielka i o przysłowiowej, niemieckiej urodzie. Wygląda w każdym razie dosyć miło; na pewno będzie lepsza od Tiny, z którą miałam na pieńku, a która mnie paskudnie ongiś obgadała, Niemra jedna.

12-15.02., szpital.

Zaczęłyśmy endokrynologię. Jest nudnawo, jedyny plus jest taki, że kończymy o 11. Z tej okazji zaczęłyśmy jeździć na wykłady do San Juan! Na razie byłyśmy jedynie na dwóch, ale to zdecydowany postęp.

Z ciekawostek medycznych: na oddziale znalazł się z powodu cukrzycy nad-mężczyzna! Super-samiec! Hmm, był bardzo wysoki i miał o jeden igrek za dużo.

Pogoda natomiast się popsuła, jest pochmurno, czasem popaduje, a temperatury krążą wokół 14 stopni. Brrr.

Castillo de San Fernando

23 stycznia, 2008

…czyli dowód na to, że w Alicante też rosną drzewa.

Castillo de San Fernando jest XIX-wieczną fortecą położoną w centrum (a jakże) na wzgórzu Tosal, mającą, wraz z castillo de Santa Bárbara, bronić miasta przed inwazją napoleońską. Siły hiszpańskie okazały się być jednak zbyt słabe i miasto zostałoby niechybnie zdobyte, gdyby nie to, że wojska francuskie zostały odwołane na wschód z powodu wojny z Rosją.

Tymczasem castillo de San Fernando, jako zbudowany równie szybko co źle, okazał się być bezużyteczny militarnie. Obecnie służy jako kolejne miejsce na plenerowe spotkania młodzieży wieczorową porą.

p1130279.jpg p1130282.jpg p1130286.jpg

Całe wzgórze jest, jak rzadko co tutaj, zielone.

p1130276.jpg p1130277.jpg p1130280.jpg

Castillo de Santa Bárbara

p1130281.jpg p1130278.jpg p1130275.jpg

… i panorama miasta.

p1130289.jpg p1130294.jpg

Tyle w kwestii zdjęć.

W zeszłym tygodniu zakończyła się na jakiś czas nasza przygoda z chirurgią. Drugi tydzień, spędzony na kardiochirurgii, był niezapomniany. Widziałyśmy serce! Takie biedne, spłoszone, kurczące się nerwowo serduszko! Niesamowita sprawa. Lekarze przemili i prze-cierpliwi, opowiadali nam o wszystkim: o tym jak działa maszyna do krążenia pozaustrojowego, o tym skąd się bierze naczynia do bajpasów i dlaczego, o znieczulaniu, o ewentualnych powikłaniach, o wszystkim! Może to nie wydaje się jakoś szczególnie interesujące, ale naprawdę takie było. I zupełnie jak w serialach, przy przywracaniu normalnego krążenia, chirurg brał do rąk łyżki defibrylatora, przykładał je do migoczącego serca,

– (pielęgniarka) do ilu naładować?

– (lekarz) do dwudziestu.

(ciało pacjenta przechodzi lekki spazm, wszyscy patrzą na EKG, serce się kurczy raz, dwa razy, trzy i… przestaje!)

– (lekarz) proszę naładować jeszcze raz!

(i znów to samo, i już tym razem serce kurczy się tak, jak powinno, i chociaż nikt nie oddycha z ulgą ani nie ociera potu z czoła, bo wcale to nic znowu takiego nadzwyczajnego, nam wychodzą oczy z orbit, takie to jest niesamowite!)

Teraz robimy neurologię i przygotowujemy się równocześnie do egzaminu z tegoż przedmiotu; nuda, szarość i marność nad marnościami.

Cirugía

8 stycznia, 2008

Jak już wspomniałam, robimy teraz praktyki na chirurgii, w tym tygodniu na oddziale chirurgii klatki piersiowej. Wczoraj było nudno, snułyśmy się za dr Chlebiwodą, siedziałyśmy na jakichś konsultacjach i w końcu wyrwałyśmy się mocno znużone koło 12.

Dzisiaj zaczęło się podobnie, lekarze przez półtorej godziny w swojej kanciapie omawiali pacjentów, my natomiast starałyśmy się opanować opadające raz po raz powieki oraz (mniej lub bardziej) dyskretne ziewałyśmy. Odliczałyśmy już minuty do 12, gdy po obchodzie (czyli koło godziny jedenastej) podszedł do nas jeden z lekarzy i oznajmił, że za chwilę zaczyna się operacja wycinania grasicy u pacjentki z myasthenia gravis, i czy nie chcemy przypadkiem w niej uczestniczyć. Naturalnie poszłyśmy za nim.

Pierwszy raz widziałam operację na klatce piersiowej! Było rozcinanie mostka! Było serce! Były płuca! Naprawdę zrobiło to na mnie wrażenie. Zwłaszcza, że lekarze byli przemili, zrobili nam specjalnie miejsce od głowy pacjentki i postawili ławkę, na której mogłyśmy stać tak, że widziałyśmy dokładnie wszystko. A do tego tłumaczyli co robią, pokazywali i nazywali naczynia, nerwy… Dlaczego w Polsce tak nie ma? Dlaczego u nas możesz co najwyżej pooglądać sobie plecy chirurga?

Zupełnie odrębną kwestią jest fakt, że operacja skończyła się przed piętnastą, więc spędziłyśmy na sali niemal cztery godziny. Spróbujcie tyle czasu stać bez przerwy w jednym miejscu, na dodatek balansując na krawędzi ławki.

Na koniec szpital oraz Aga i ja lansujące się przed nim w szpitalnych ciuszkach (zdjęcia jeszcze z listopada):

pc050139-1.jpg pc050136-1.jpg

pc050141.jpg

Jeszcze zdjęcie z sali operacyjnej, cichaczem zrobione telefonem komórkowym. Wiem, wiem – nic ciekawego nie widać. Zwracam tylko uwagę na tę sporą czarną „tablicę” wiszącą na ścianie – wielki ekran LCD, na którym każdy zainteresowany może sobie śledzić przebieg operacji. A, taki tam bajer.

zdj_cie013

Cardio

4 listopada, 2007

Praktyki praktyki praktyki, żeby jeszcze chociaż coś rozumieć…