…czyli dowód na to, że w Alicante też rosną drzewa.
Castillo de San Fernando jest XIX-wieczną fortecą położoną w centrum (a jakże) na wzgórzu Tosal, mającą, wraz z castillo de Santa Bárbara, bronić miasta przed inwazją napoleońską. Siły hiszpańskie okazały się być jednak zbyt słabe i miasto zostałoby niechybnie zdobyte, gdyby nie to, że wojska francuskie zostały odwołane na wschód z powodu wojny z Rosją.
Tymczasem castillo de San Fernando, jako zbudowany równie szybko co źle, okazał się być bezużyteczny militarnie. Obecnie służy jako kolejne miejsce na plenerowe spotkania młodzieży wieczorową porą.
Całe wzgórze jest, jak rzadko co tutaj, zielone.
Castillo de Santa Bárbara…
… i panorama miasta.
Tyle w kwestii zdjęć.
W zeszłym tygodniu zakończyła się na jakiś czas nasza przygoda z chirurgią. Drugi tydzień, spędzony na kardiochirurgii, był niezapomniany. Widziałyśmy serce! Takie biedne, spłoszone, kurczące się nerwowo serduszko! Niesamowita sprawa. Lekarze przemili i prze-cierpliwi, opowiadali nam o wszystkim: o tym jak działa maszyna do krążenia pozaustrojowego, o tym skąd się bierze naczynia do bajpasów i dlaczego, o znieczulaniu, o ewentualnych powikłaniach, o wszystkim! Może to nie wydaje się jakoś szczególnie interesujące, ale naprawdę takie było. I zupełnie jak w serialach, przy przywracaniu normalnego krążenia, chirurg brał do rąk łyżki defibrylatora, przykładał je do migoczącego serca,
– (pielęgniarka) do ilu naładować?
– (lekarz) do dwudziestu.
(ciało pacjenta przechodzi lekki spazm, wszyscy patrzą na EKG, serce się kurczy raz, dwa razy, trzy i… przestaje!)
– (lekarz) proszę naładować jeszcze raz!
(i znów to samo, i już tym razem serce kurczy się tak, jak powinno, i chociaż nikt nie oddycha z ulgą ani nie ociera potu z czoła, bo wcale to nic znowu takiego nadzwyczajnego, nam wychodzą oczy z orbit, takie to jest niesamowite!)
Teraz robimy neurologię i przygotowujemy się równocześnie do egzaminu z tegoż przedmiotu; nuda, szarość i marność nad marnościami.