Archive for Październik 2007

¡O madre mía!

31 października, 2007

W odwiedziny przyjechała mama, nawiozła zapasów pierogów i bigosu. Jutro wybieramy się na zamek świętej Barbary, za sobą mamy zwiedzanie starej części miasta oraz paellę, a wczoraj była pogoda tak ładna, że mama zażyła kąpieli słonecznej na plaży. Fajnie, czy jak?

Głównie jednak odwiedzamy sklepy.

Pogoda wróciła do Alicante, ale żadnego żaru tropików tu nie uświadczam. Zwłaszcza w nocy jest zimno, no ale jak może być inaczej, skoro nikt tu nie ma ogrzewania w domu, ściany są cieniutkie, okna nieszczelne a sufity z tektury…? Muszę zainwestować w grzejnik, i to migiem.

W tym tygodniu zaczęłam zajęcia z kardiologii. Jesteśmy tylko we dwie z Agnieszką, siedzimy tam jak na tureckim kazaniu. Starszy doktor wyglądający na jednego z ważniejszych na oddziale robi echo serca i tłumaczy nam wszystko rozlegle. Naturalnie po hiszpańsku. Kiwamy głowami, robimy mądre miny i spoglądamy na zegarki.

Sobre cocinar y la lluvia

26 października, 2007

Wszyscy mówią, że takiej pogody jeszcze nie było tu nigdy! Pada i pada bez przerwy niemalże. Nasze mieszkanie stanowczo nie jest przygotowane na taką aurę, w korytarzu koło kuchni w sufit malowniczo wpisuje się nieco prowizoryczne zadaszenie z tektury. Przy wprowadzaniu się na pytanie „a jak to funkcjonuje, gdy pada?” Gregorio, właściciel, bardzo się uśmiał „pffff, to jest ALICANTE, tu pada dwa razy w roku!”. Najwyraźniej teraz wyrabiamy normę za całe stulecie. Ostatnio zapytałam Grega, jak to jest z tym „dwa razy”, odpowiedział zmieszany „ja też jestem w szoku”… Więc łapiemy deszczówkę przeciekającą przez nasze tekturowe wstawki w miski. Bardzo awangardowo to wygląda.

Z braku zajęć doskonalę swoje umiejętności kulinarne. Moje ostatnie osiągnięcie to przepis zaczerpnięty z zasobów Gazety, fettuccine z wędzonym łososiem i szparagami. Polecam!

Me aburro

23 października, 2007

Nudzę się. Nudno jest po prostu, więc stąd te przestoje w pisaniu.

W zeszłym tygodniu zaczęliśmy praktyki w szpitalu, radiologię. Hiszpańscy studenci przemili, bardzo otwarci, wszystko nam tłumaczyli, pokazywali, dawali rady. Niestety legł w gruzach mit o przystojnych, gorących facetach. Żadnego Antonio Banderasa. Nigdzie.

W piątek byliśmy na imprezie u Daniela, miłego Holendra. Przyszło mnóstwo ludzi, pewnie koło 40, więc było naprawdę tłoczno. Przeprowadziłam jedną głęboką rozmowę z pewnym Hiszpanem o polskiej polityce, próbując mu naświetlić sytuację, ale on wciąż się dopytywał, jak to możliwe że premier i prezydent są braćmi. No, ten stan należy już na szczęście do historii… Oprócz tego poznaliśmy tubylczego chłopaka, który w przyszłym roku wybiera się do Krakowa na Erasmusa. Piotrek rozmawiał z nim chwilę, powiedział mu, że Kraków to świetny wybór, najlepsza uczelnia, przepiękne miasto. Chłopiec przytaknął, po czym wyraził opinię, jakoby słyszał, że polskie lale lecą na Hiszpanów, więc będzie mógł fuck them all each and every night…

W sobotę zaś miałam próbę zespołu! Joan jest początkującym, za to niesamowicie zapalonym perkusistą i ostatnimi dniami mnóstwo czasu poświęca na szukanie muzyków. Muszą być uzdolnieni, w odpowiednim wieku i przystojni (brzydcy go nie interesują). Ostatnio zabrał mnie na taką randkę w ciemno, niestety chłopcy mieli po 17 lat, byli pryszczaci, nosili aparaty na zębach i ich umiejętności pozostawiały nieco do życzenia. Niemniej pograliśmy przez półtorej godziny kawałki Coldplaya, m.in. Clocks oraz Everything’s not lost.

A dzisiaj zaczął się kolejny długi weekend. Trzeci w przeciągu miesiąca. Nuda.

La fruta

13 października, 2007

Byłam dziś na targu.

Zazdrośćcie!

Piso compartido

12 października, 2007

Zmiany kadrowe w mieszkaniu! Do niedawna wyglądało to tak:

– Bibi, czyli Vivi, czyli Vera – Niemka, studiująca w Holandii, lat 23, długie blond włosy, świetna znajomość wielu języków, lubi poszaleć przy rocku, wącha soki i mleko zanim zdecyduje się je spożyć;

– Jin – Koreanka, studiująca w Hamburgu, lat 21, codziennie przez miesiąc chodziła na siłownię, żeby stracić na wadze (mimo że jest szczupła, ale jak powiedziała, „nie jak na koreańskie standardy”), po czym wracała do domu i wsuwała con. 3 miseczki ryżu z tuńczykiem; w Alicante na kursie hiszpańskiego;

– Giorgia – Włoszka studiująca we Włoszech, lat 21;

– Agata – Polka, lat 27, a „gata” to po hiszpańsku kotka mrrr, po kilku drinkach daje swój numer telefonu każdemu, kto poprosi, fanka mojito i Massimo Dutti, w Alicante na kursie hiszpańskiego;

– i ja! ja! Magdalena! – Polka, lat 23, urocza brunetka, jednakże w barach zwabia jedynie mężczyzn pokroju Austina Powersa lub tych po 60 r.ż. (nie zgłębiłam jeszcze, czemu tak się dzieje).

Mieszkało się nam świetnie, za nami mnóstwo niezapomnianych wyjść (na imprezy, do barów, na plażę, do sklepów…), niestety Agatka i Jin wyjechały parę dni temu. W ich miejsce pojawiły się:

– Muriel – Francuzka z Montpellier, lat 22?, także studiująca medycynę.

– Dziś wprowadza się Hiszpanka, Ana, pewnie koło trzydziestki, na razie widziałyśmy ją tylko przez chwilę, zdaje się, że już nie studiuje.

No i tak właśnie wygląda nasze piso compartido.

Latino lover

11 października, 2007

Właśnie zaczął się kolejny długi weekend. Poprzedni skończył się we wtorek, czyli na 9 dni przypada 7 dni wolnego i 2 pracy. Fajnie jest w tej Hiszpanii, czy jak?

W poniedziałek wieczorem trafiliśmy do baru, w którym tego dnia miała być latynoska muzyka na żywo. W rzeczywistości był to króciutki, ale milutki koncercik Peruwiańczyka, który śpiewał i grał na gitarze kawałki Buena Vista Social Club, Corazón espinado Santany i rzeczy w tym guście. Kiedy skończył, z głośników popłynęła salsa, a on zaczął tańczyć (i to jak moi mili, i to jak…!) z każdą z nas po kolei.

Potem przyszedł jego 60-letni ojciec i też z nami tańczył, bawił się naprawdę doskonale. Zgadnijcie, kogo sobie upodobał, no kogo?

Przez całą noc nie zeszliśmy z parkietu, spytajcie kogo chcecie.