Archive for the ‘corrida’ Category

Hogueras

5 lipca, 2008

Już dawno się skończyły, nawet zdjęli kolorowe lampki porozwieszane wcześniej po wszystkich ulicach, a ja dopiero teraz ze zdjęciami. Nie ma ich wiele, opowiadać też nie ma za bardzo o czym, bo jak opowiedzieć o tygodniowej, przerywanej krótkimi godzinami niespokojnego snu ulicznej fieście rozpoczynającej się o zmroku i kończącej o świcie? O ulicach pełnych ludzi, o deptaku nadmorskim i plaży, na których zgromadzili się tłumnie chyba wszyscy mieszkańcy Alicante i okolic poniżej 30 roku życia (wielki alkoholowy, nocny piknik na stojąco), o barracas – ograniczonych płotkami przestrzeniach ciągnących się głównymi arteriami miasta, gdzie ludzie jedzą, piją, tańczą, śpiewają, o pozamykanych, nieprzejezdnych ulicach, o orkiestrach przemierzających dzielnice, których muzyka dociera do każdego zakątka obolałej głowy o nieludzkiej godzinie 8, może 9 rano… O mascletach i sztucznych ogniach codziennie, o poprzebieranych ludziach, tradycyjnych procesjach, corridach, wreszcie o hogueras, rzeźbach takich jak fallas, które skończyły w jedyny możliwy do przyjęcia sposób, czyli w ogniu…?

Nie da się tego opowiedzieć, więc nie będę nawet próbować. Zdjęć mam też tylko kilka; wstyd i hańba – beznadziejna ze mnie reporterka.

Ostatniego dnia imprezy przyjechali, nie bez kłopotów, goście. Ale o tym w następnym odcinku.

Corrida de toros

19 listopada, 2007

Dzięki Gutkowi komputer został doprowadzony do jako takiej używalności*, więc mogę wrzucić już dosyć przeterminowane zdjęcio-wrażenia z corridy.

Na corridzie byłyśmy bowiem razem z Giorgią i Agatą jakieś 2 miesiące temu.

Nie przypuszczałam, że tak mi się to spodoba. Nie to, żebym chciała oglądać takie rzeczy codziennie, ale naprawdę było na co popatrzeć. Co prawda arena tu, w Alicante nie jest z tych największych, matadorzy byli dopiero młodymi uczniami, a byki też nie należały do najgroźniejszych (były bodajże trzyletnie i tak naprawdę dosyć przeciętnie zainteresowane toreadorami). Jednak oprawa świetna: grana przez orkiestrę tradycyjna hiszpańska muzyka, piękne stroje toreadorów z tymi wszystkimi cekinkami, panie rzucające zwycięzcom wachlarze, ¡olé!… Wszystko to się tak ładnie składało na hiszpański folklor. Na ścianie plaza de toros (czyli placu byków) ktoś napisał: En Espana la tortura es cultura, no i to też jest część prawdy o corridzie.

Na koniec jeszcze milusia dyrektyjka. Jin (Koreanka która już z nami nie mieszka) wybrała się na corridę dzień wcześniej, za namową swoich towarzyszek. Była jednak bardzo zdziwiona tym, co działo się na arenie, spodziewała się bowiem, wiedziona nazwą spektaklu (corrida de toros – dosłownie: bieg byków), ścigających się i biegających w kółko byków. Nie wytrzymała w każdym razie do końca, wyszła po dwóch walkach.

_______

* – kiepsko działają klawisze j, t i h, ale i tak to cud, że działają w ogóle. Gutek poświęcił niemal całą niedzielę na naprawianie mojej klawiatury, która uprzednio zalała się piwem (sama, zaznaczam) i odmówiła współpracy. Wielkie dzięki od „znajomej”! :*