Archive for the ‘Barcelona’ Category

Barcelona, odcinek drugi i ostatni.

7 kwietnia, 2008

Następnego dnia rano pożegnaliśmy się z Agnieszką, Ewą i Tomką. Oni pojechali do Polandii, a ja zostałam sama w wielkim mieście…

W samo południe spotkałam się z Rafą – chłopakiem z Dominikany, od kilku lat mieszkającym w Barcelonie, poznanym dzięki couchsurfingowi. Ściśle rzecz biorąc, umówiliśmy się na rowerową wycieczkę po mieście. Najpierw zostawiłam u niego w domu plecak, potem pojechaliśmy wynająć mi rower, a potem:

– przypadkowo wpadliśmy na fantastyczny uliczny koncert przy porcie! Szkoda, że nie mam nagrań, tamci ludzie naprawdę wiedzieli jak grać! Na zdjęciu nie widać jak wiele publiki zgromadzili. Mój nowy znajomy powiedział, że ci ludzie dosyć często grają w tym miejscu, w zmiennym składzie, ale zawsze na wysokim poziomie i z niesamowitą energią.

– szybka rundka po Parc de Montjuïc, pięknie pięknie pięknie. Koleżka po prawej – to właśnie Rafa.

– Rowerkiem przez miasto (na pierwszym zdjęciu widać Łuk Triumfalny – Arc de Triomf) i piknik w Parc de la Ciutadella:

– Porozumienie ponad podziałami. Wiedzieliście, że w Barcelonie papugi latają niczym zielone gołębie? Niesamowite.

– i w końcu, jako jedna z ostatnich przewidzianych na ten dzień atrakcji, fantastyczny park stworzony przez Gaudiego, Parc Güell. Na moich zdjęciach nie wygląda nadzwyczajnie; mam wrażenie, że fajnie wychodzi tylko na pocztówkach. No i w rzeczywistości, naturalnie, też nie wypada źle.

Potem czas zaczął się kurczyć, więc przed oddaniem roweru usiedliśmy na chwilę na plaży, i już trzeba było lecieć po plecak i szybciutko, szybciutko na dworzec (miałam kupiony bilet na pociąg do Walencji na 20.30). W tym pośpiechu Rafa spytał, czy może nie chciałabym zostać w Barcelonie jednego dzień dłużej, bo ma wolną sypialnię, a ja chciałam bardzo, lecz bilet był już kupiony. Na dworcu byliśmy o 20.20, w kasach szybko zapytaliśmy czy jest możliwość przebukowania biletu, pan niezwyyykle opieszaaale odpowiedział, że hmmmmm nooo taaak, może i jeest, aaaale… i tak dalej. W końcu o 20.26 wydusiliśmy z niego zeznanie, że jest to możliwe i że nie kosztuje więcej niż 5 euro. Decyzja była szybka; w kilka chwil zyskałam dodatkowy dzień w BCN. Wieczór spędziliśmy gotując, jedząc, pijąc wino, grając na gitarze, tańcząc merengue – narodowy taniec (i muzyka) Dominikany. Rafa okazał się być perkusistą, grającym mniej więcej tyle samo czasu, ile ja oddycham (ma 38 lat, to troszkę tłumaczy); opowiadał mi o swoich zespołach, z którymi zaliczył wiele naprawdę imponujących sukcesów; w ogóle znaleźliśmy mnóstwo tematów do rozmów. Fajnie było tak siedzieć w Barcelonie z Karaibem z Santo Domingo i słuchać snutych przez niego, niespiesznych opowiastek.

Następnego dnia wstaliśmy nienajwcześniej. Późny lunch, potem spacer po mieście, i koniec dnia na Plaça Espanya:

A potem dworzec (po raz wtóry), pociąg i jazda, jazda! Do Walencji!

Barcelona po raz pierwszy

31 marca, 2008

Sprawozdanie zacząć czas.

Do Barcelony dostałyśmy się z Agnieszką samolotem, raptem godzina lotu. Z lotniska zupełnie sprawnie dojechałyśmy do mieszkania, w którym czekali na nas Ewa z Tomaszem. We czwórkę wyruszyliśmy na podbój miasta.

Sagrada Familia (wciąż niedokończona i jedynie z zewnątrz):

p3150299.jpg p3150303.jpg

No i dalej tak, jak widać na zdjęciach:

– drugie śniadanie nad morzem;

p3150323.jpg

– targ La Boqueria, gdzie jak zapewnia Wikipedia można kupić do jedzenia absolutnie wszystko, a nawet więcej – na przykład żywe owady. My jednak nie zagłębiliśmy się w te ezoteryczne zakamarki; przykuła naszą uwagę część rajska, owocowo-kolorowo-grzeszna. Drogą kupna nabyliśmy cherimoyę oraz pitahayę, czego dowód nastąpi później;

p3150333.jpg p3150334.jpg p3150335.jpg

– nie obyło się bez kawki w Starbucks (pozdrowienia dla Gutka):

p3150349.jpg

– następnie spacer po mieście, okolice katedry i Barri Gòtic, najstarszej części Barcelony. Katedra, ku naszemu wielkiemu rozczarowaniu była w remoncie, i praktycznie cała zakryta wielką reklamą Telefónica, która renowację współfinansuje. Phi. W związku z tym nie będzie zdjęć tej, co to powinna wyglądać tak.

p3150351.jpg p3150404.jpg

p3150356.jpg p3150363.jpg p3150367.jpg p3150377.jpg

– i na koniec rzeczony dowód nabycia ww. owoców; oraz ja – żeby nie było, że mnie tam nie było, bo byłam; a kto widział, ten wie.

p3150436.jpg p3150433.jpg

I tak upłynął wieczór i poranek – dzień pierwszy.