Archive for Czerwiec 2008

Pan Rubik na dzielni

22 czerwca, 2008

…a mnie tam nie było!

http://www.pudelek.pl/artykul/10926/juz_po_slubie_poscig_za_rubikami/

Po kilkunastu minutach okazało się, że ślub odbędzie się w kościele pw. św. Jadwigi Śląskiej w dzielnicy Kozanów.

To taka drobna dygresja. Materiał z Hogueras (które wciąż trwają) soon.

Szczęśliwego najszczęśliwszego!

20 czerwca, 2008

Wszystkiego najlepszego z okazji najszczęśliwszego dnia w roku!

Jest to też drugi dzień Hogueras de San Juan (czyli Ognisk Świętego Jana), które to są niczym innym jak alikantyńską wersją walencjańskich Fallas. Ale o tym cicho sza i publicznie nic nie mówić, bo alicantinos na takie porównanie obrażają się srodze. Niby obchody zaczęły się już wczoraj, a tak w ogóle zaczynały się zaczynać już jakiś tydzień temu, co objawiało się rozlicznymi corridami i mascletami o północy, ale ja wychodzę dopiero dzisiaj, coby zobaczyć na własne oczy o co dokładnie chodzi.

Poza tym kontynuuję praktyki (już teraz „wakacyjne”) na onkologii dziecięcej i uczę się do egzaminu z ginekologii. Nie wspominałam o tym, bo to nic chwalebnego, w każdym razie nie udało się zaliczyć chorób zakaźnych, wobec czego trzeba będzie tu wrócić we wrześniu na jakiś tydzień. No trudno. Jakoś się przeżyje :)

O kibicowaniu

17 czerwca, 2008

Ledwo się rozpoczęło, już się skończyło. Szkoda. Fajnie było ubierać się na biało-czerwono.

Tacy byliśmy śliczni że hej! Od lewej, oprócz mnie: Iza, Magda, Asia, Meksykanin Joel i dwie Portugaleczki, Ana i Juana.

Było byczo.

Zbiorowa histeria społeczna

11 czerwca, 2008

Od poniedziałku trwa w Hiszpanii strajk transportowców przeciwko wysokim cenom paliwa. Gazeta.pl podaje:

Na wielu stacjach zabrakło benzyny, a w sklepach błyskawicznie znikały z półek takie produkty jak mleko, olej czy fasola.

Kiedy na polskich portalach informacyjnych pojawia się taka wiadomość to jawny znak, że sprawa jest poważna. Natychmiastowo rzuciłam się do kuchni, aby sprawdzić stan bieżący mojej szafki. Mleko – jest. Olej – jest.

W jednej chwili pociemniało mi w oczach. Musiałam przytrzymać się stołu, aby nie upaść.

Nie miałam fasoli!

Ze wszystkich stron zaczęły docierać do mnie tragiczne doniesienia innych erasmusów. W sklepach nie ma mięsa, ryb. Nie ma jajek. Nie ma warzyw. Nie ma mleka. Fasoli też, psia kostka, brak.

Przed chwilą byłam w Mercadonie, aby naocznie przekonać się, że nie było w tym przesady… bida, panie.

Z ryb ostał się jeden zagubiony filet z morszczuka, na stoisku mięsnym dwa smutne kawałki królika i kacze udko:

Z warzyw zostało kilka marchewek, kukurydza i seler:

Tu był chleb.

Nie ma wody ani mleka…

… ani papieru toaletowego:

Fasoli nie było też.

Był za to ocet i musztarda.

Czy ktoś łaskawy mógłby mi przesłać paczkę…?

————

No pensaba que la huelga de los transportistas tendria los resultos tan abundantes. Hasta los periodicos polacos lo mencionaban, que „en las tiendas desaparecen rapidamente los productos, como leche, aceite y alubia”. Cuando lo oí, immediatamente fui para revisar el estado de mi estante. La leche – estaba. El aceite – tambien.

En un momento me produzcó escalofríos. Casi me caí por el suelo.

¡No había alubia!

De todas las partes comenzó a llegar a mí informaciones trágicos . En las tiendas no había ni carne ni pescado, ni huevos. No había verdura. No había leche. La alubia putada también ha desaparecido.

Como veis en las fotos – los estantes estan vacíos. Eso parece mucho los tiempos de comunismo en Polonia, cuando las unicas cosas en las tiendas estuvieron vinagre y mostaza. Y que todo el mundo esperaba las paquetas de sus familiares en el extranjero.

¿Alguien amable puede enviarme un paquete, por favor…?

DO BOOOOJUUU!

8 czerwca, 2008

Nic nie kwitnie tak pięknie jak patriotyzm na obczyźnie!

Idziemy dziś wszyscy do pubu śledzić zmagania Naszych. Niemcy też idą kibicować. Tym drugim. Będzie się działo!

Ostatnie godziny oczekiwania (na chwałę) niech upłyną w podniosłej atmosferze:

I na koniec anegdotka z geograficznym zabarwieniem: ostatnio w szpitalu jedna doktorka (sic!) po usłyszeniu, że jestem z Polski bardzo wyraźnie chciała podtrzymać rozmowę:

– Ach Polska? To tam niedaleko Chorwacji, prawda?

Prawda. Całkiem bliziutko.

———————

Y ahora, como he prometido, un comentario para los que no hablan polaco:

Hoy habia un partido de futbol entre Polonia y Alemania. Por desgracia, hemos perdido… pero ¡no pasa nada! Al final ganaremos la copa, ¡sin duda!

He mencionado una anecdota sobre lo que me pasó en el hospital hace unos dias. Una doctora, cuando oyó que yo era de Polonia, evidentemente intentaba hablar un poco conmigo, entonces despues de un rato de pensar me preguntó:

– Ah, Polonia… Es alli cerca de Croatia, ¿verdad?

Sí. Cerquita.

Ginekologicznie, egzaminacyjnie

4 czerwca, 2008

Ostatnie dni były od rana do wieczora wypełnione nabywaniem wiedzy ginekologiczno – położniczej.

Dziś popełniłyśmy z Agnieszką egzamin pisemny, jeszcze nieostateczny, ale i tak – jakie wyzwanie! U nas z pisaniem ortograficznym i gramatycznym po hiszpańsku tak sobie średnio na jeża, no i w ogóle przyswojenie tego całego słownictwa w tak krótkim czasie graniczy z cudem, więc za wiele sobie nie obiecujemy ale… ¡a ver! Zobaczymy!

Za to w czwartek… No więc w czwartek o godzinie 17.30 dowiedziałyśmy się, że musimy zdać również egzamin praktyczny z ginów właśnie. A ściślej rzecz biorąc, że musimy go zdać dnia następnego o godzinie 12.30. A w ogóle jeszcze że zapisy skończyły się w poprzednim tygodniu. Do nas, sierotek, nie dotarła ta informacja odpowiednio wcześniej; zupełnie przypadkiem wygadał się Włoch Giuseppe.

Żeby było mało, musiałyśmy również dostarczyć dzienniczek z własnoręcznie napisanym sprawozdaniem z praktyk (które nota bene odbyłyśmy pół roku temu), w którym to powinnyśmy były zawrzeć opis tego, co dzień po dniu zajmowało nas w czasie tychże.

Ktoś inny by się załamał, wpadł w depresję i wrócił z płaczem na ojczyzny łono – ale nie my! Dzienniczki zostały spisane w godzinach 22.30 – 2.30, bite cztery strony A4; jako że treść była identyczna, bardzo zmyślnie zmieniłyśmy czcionkę, kolejność wykonywanych różności oraz nazwiska, przez co stały się absolutnie nie do odróżnienia, w międzyczasie zaś zgłębiałyśmy arkana tajemnej wiedzy praktyczno – ginekologiczno – położniczej (ale nie na sobie nawzajem).

A następnego dnia… poszłyśmy. Zobaczyłyśmy. I zaliczyłyśmy.