Archive for Maj 2008

O tym, jak prawie trafił nas jasny szlag.

23 Maj, 2008

Ostatnio nachodziłam się po górach, których tu pod dostatkiem. Niecałe dwa tygodnie temu zorganizowaliśmy taką wycieczkę ze Svenem i jego koleżanką Elke. Pogoda nie zachęcała do spacerów. Pierwszą burzę przeczekaliśmy pod jakimś krzakiem. Druga przyszła, gdy byliśmy naprawdę daleko od jakiejkolwiek cywilizacji. Kiedy piorun uderzył tak blisko nas, że poczuliśmy kopnięcie prądu, zdecydowaliśmy się spierniczać. Na dole, w przysłowiowym środku niczego znaleźliśmy bar, wewnątrz wyłącznie patrzący spode łba mężczyźni; klimat był naprawdę dziwnie złowrogi. Kiedy odrobinę się przejaśniło, wyszli, wyciągnęli strzelby i zaczęli strzelać do ptaków. Zebraliśmy się stamtąd co prędzej i powlekliśmy poboczem drogi w stronę samochodu, mając przed sobą jakieś dwie godziny marszu. Musieliśmy wyglądać bardzo żałośnie, przemoczeni i ubłoceni po szyje, bo jakiś kierowca sam z siebie zatrzymał się, żeby nas podwieźć. Błogosławiony człowiek.

Kilka zdjęć, popełnionych w momentach, kiedy akurat NIE lało:

Almería

22 Maj, 2008

Już bardzo dawno nie było o sprawach bieżących, ale mam masę zaległości zdjęciowo-opowieściowych i pomału staram się z tym uporać. U mnie w każdym razie wszystko mniej więcej po staremu, poza tym tylko, że czas egzaminów zbliża się i pomału zaczynam się uczyć. Jeżeli chodzi o pogodę, to jest fatalnie. Od ponad dwóch tygodni zimno, pochmurno i pada, leje, a nieraz zdarza się burza. Dziś co prawda było wyjątkowo słonecznie, ale jutro wraca niepogoda.

W dzisiejszym odcinku w rolach głównych wystąpią wybrzeża Almerii oraz Sierra Nevada.

W taką wycieczkę wybraliśmy się na początku kwietnia ze Svenem. Przez cztery dni nie zajrzeliśmy ani razu do żadnego większego miasta. Pierwsze dwie noce spędziliśmy na campingu w San José, przepięknej wioseczce położonej nieopodal parku naturalnego Cabo de Gata-Níjar, który oczywiście zeksplorowaliśmy.

Okolice San José:

Cabo de Gata-Níjar:

Prawdziwe lasy kaktusów i kwitnących agaw:

Trzecią noc spędziliśmy na campingu w Sierra Nevada, jako jedyni goście. Było cudnie i sielankowo – w sąsiadującej z polem namiotowym zagrodzie były konie, osiołek, kury, gęsi i kaczki, na obiad zaś (ugotowany pod drzewem figowym na gazowym palniku bardzo zacny gulasz – terminuję na kuchcika polowego) wprosiły się dwa psiaki i wielkie kocisko.

Zwróćcie uwagę na kwitnące drzewa. Najprawdziwsza wiosna!

Naturalnie była też wyprawa w góry, pięknym szlakiem wzdłuż starego akweduktu, który niegdyś zaopatrywał okoliczne wioski w wodę.

Granada

15 Maj, 2008

Według Wikipedii istnieje takie hiszpańskie powiedzenie: „Kto nie widział Granady, ten niczego nie widział”.

Granada to miasto sławne przede wszystkim z dwóch rzeczy: Alhambry oraz tapas.

Sprawa z tapas przedstawia się następująco – praktycznie w każdym barze w cenie szklanki piwa zawiera się sandwich, przeważnie z garścią frytek. Z każdą następną kolejką rozmiar i jakość zmienia się na plus, więc już po trzech piwach (około euro każde) można wyjść zupełnie sytym. Żyć nie umierać.

Alhambra… Kompleks arabskich budynków z XIII – XV w., nie da się opisać, trzeba zobaczyć; moje nieudolne fotografie nie oddają magii tego miejsca. Nic dziwnego, że kolejka po bilety zaczyna się formować już koło szóstej – siódmej rano, gdyż liczba wejściówek na dany dzień jest ograniczona. My przyjechaliśmy oczywiście zbyt późno, bo dopiero koło 8.30 i szanse na dostanie biletów były zerowe. Jednak fortuna nam dopisała – zapoznany przypadkiem w kolejce mężczyzna okazał się szczęśliwym posiadaczem karty kredytowej, przez co mógł skorzystać z osobnej kasy i kupił (dla siebie i dla nas) dosłownie ostatnie cztery bilety.


Po dwóch dniach wróciliśmy do Alicante i… tak się zakończyła nasza wielka(nocna) podróż po Andaluzji.

Córdoba

8 Maj, 2008

W Niedzielę Wielkanocną, po już opisanym, nader obfitym i jakże świątecznym śniadaniu ruszyliśmy w dalszą drogę, do Córdoby. Po drodze mijaliśmy krajobrazy żywcem wyjęte z pulpitów Windows XP:

Potem camping:

Córdoba jest miastem którego początki sięgają czasów przed naszą erą. W X wieku, liczące ponad 500 000 mieszkańców, było największym miastem w Europie Zachodniej, a może i na świecie.

Alcázar, czyli zespół fortyfikacji.

Mezquita, czyli trzeci względem wielkości meczet świata, wznoszony od VIII do X wieku, następnie w XIII wieku nieco przebudowany (m.in. obudowany został minaret) i zamieniony w katedrę.

Spacerek po mieście:

Tak to było w Córdobie… Mimo że spędziliśmy tam dwa dni, nie obejrzeliśmy wszystkiego co ma do zaoferowania to piękne miasto. W poniedziałek rano pożegnaliśmy Svena, który wrócił do Alicante, my zaś we wtorek już autobusem zabraliśmy się do ostatniego na naszej wielkanocnej liście miasta – Granady.