Archive for Wrzesień 2007

Erasmus party

21 września, 2007

Powiem wam, o co chodzi z chupitos.

Otóż tutaj mówią chupitos na shoty. Wiedziałam o tym, ale nie bardzo rozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Wszyscy się ustawiali na imprezy na mieście z planem: OK, najpierw idziemy na chupitos do tego baru, potem do tego, potem do jeszcze innego, a na końcu do tego w porcie. To mi brzmiało na mega drogą imprezę, shoty w tylu barach, no sami rozumiecie.

Aż wczoraj przyszło oświecenie.

W Alicante jest całe mnóstwo barów, w związku z czym po ulicach chodzi całe mnóstwo młodych, miłych ludzi rozdających ulotki zapraszające do wstąpienia do danego lokalu. A każde takie zaproszenie to darmowy chupito.

Wczoraj była pierwsza erazmusowa impreza. Początek – botellon – w mieszkaniu koleżanki Bibi, mojej niemieckiej współlokatorki, potem 37 degrees, gdzie była właściwa impreza, dancing dancing dancing, potem inny bar, potem jeszcze inny i jeszcze następny, chupitos, chupitos, chupitos

A dzisiaj wieczorem idziemy do Joana na Tequila Night. ¡Sí!

Plaża

16 września, 2007

Plaża w portfelach Hiszpanów.

Stroje kąpielowe mogą być drogie. Niestety, zauważyłam tu bardzo wiele biednych kobiet, które stać wyłącznie na dół od bikini. To naprawdę smutne.

Plaża w Alicante nie jest przesadnie atrakcyjna. Zawsze mnóstwo ludzi i śmieci. Dlatego ostatnio wybrałyśmy się do San Juan. Pojechałyśmy tramem (czyli czymś pomiędzy tramwajem, metrem i pociągiem; zauważyłam, że tutejsi lubią myśleć i mówić o tym: metro, ale tak naprawdę nie ma zbyt wielu podobieństw), przystanek docelowy był przy samej plaży. Wyobrażacie sobie białozłoty piasek przesypujący się pod stopami? Lazurową wodę z łagodnymi falami zwieńczonymi białą pianką? Palmy za plecami?

Ja nie muszę.

Pada

14 września, 2007

No i doigrałam się.

En el mercadillo

13 września, 2007

Czwartki i soboty są tu dniami targowymi. Więc zwlekłam się dziś z łóżka trochę wcześniej i udałam się nieopodal (to są zalety mieszkania w centrum – wszędzie jest blisko). Targ jak targ. Ale żebyście widzieli te arbuzy, melony, daktyle, figi, pomarańcze, winogrona, śliwki…

Połasiłam się tylko na arbuza, pomarańcze i figi, sama i tak tego pewnie nie przejem, ale już czekam na sobotę.

Deszcz jednak nie pada.

W kwestii pogody

12 września, 2007

Dochodzą mnie słuchy, że niektórzy postanowili ignorować bloga z powodu rzekomo szałowej pogody, która tu panuje. Musimy więc wyjaśnić kilka rzeczy:

A) nie mam na to wpływu; gdyby to zależało ode mnie to uwierzcie, bez przerwy by tu padało;

B) to nie tak, że jest słońce cały czas – weźmy na przykład noc. Prawie w ogóle nie ma słońca po 21;

C) dzisiaj wiało.

Sami widzicie, że nie jest tu wcale aż tak różowo z tą pogodą.

Na deser zdjęcie mojej ulicy:

____________________

Z ostatniej chwili: właśnie sprawdziłam prognozę na następne dni – ma padać. To chyba ostatecznie obala mit o moim raju. Zwłaszcza, że w przyszły poniedziałek temperatura ma sięgnąć wręcz 10 stopni! A ja nie dość, że nie mam żadnego swetra, to jeszcze właśnie dzisiaj kupiłam sobie słomianą matę na plażę, żeby mieć się na czym opalać… Cholerny Murphy!

¡Ya tengo habitación!

9 września, 2007

Tak, tak, mam już pokój.

Mieszkam na calle San Vicente 30, mam malutki, ale bardzo miły pokoik z balkonem wychodzącym na ulicę. Gdybym się bardzo wychyliła, mogłabym dosięgnąć jednej z palm, którymi obsadzone są chodniki. Zaraz obok jest cafeteria i sklep całodobowy, a całkiem niedaleko tani supermarket, Mercadona. Na plażę około 10-15 minut spacerkiem, a więc lokalizacja jest naprawdę dobra.

Wprowadziłam się wczoraj o 17, dzięki wydatnej pomocy Kasi i Joana. Joan podwiózł mnie samochodem, wniósł walizki, porozmawiał z właścicielem, dzięki czemu mogliśmy załatwić szybko i sprawnie wszystkie formalności. Złoty chłopak.

Przed 3 w nocy przyjechała Asia, która właśnie przyleciała z Polski, będziemy razem studiować. Dzisiaj cały dzień szukałyśmy dla niej mieszkania, chodziłyśmy i oglądałyśmy różne, a ja tym razem byłam tą, która po hiszpańsku rozmawia z właścicielami. Odnoszę wrażenie, że robię znaczne postępy w kwestii moich lingwistycznych umiejętności.

Wieczorem do mieszkania wprowadziła się Polka, Agata. Jesteśmy więc już we trzy w mieszkaniu; oprócz nas dwóch jest też Koreanka, której imię brzmi Dżin…? Coś koło tego w każdym razie. Rozmawiałyśmy trochę przy piwku, obie dziewczyny są bardzo miłe i myślę, że będzie nam się tu naprawdę miło mieszkało.