Archive for Luty 2008

Wszystkiego najlepszego Misior!

19 lutego, 2008

p2190276.jpg

Tydzień w skrócie

15 lutego, 2008

10.02., sobota. Dogadzamy sobie.

Naleśniki z truskawkami – bo kto by odmówił sobie fantastycznych, pachnących truskawek w lutym? Nie my.

p2090271.jpg p2090274.jpg

A potem flamenco i party u Izy. Doceńcie starania Grześka; może miny ma nie bardzo eleganckie, ale skupiał się chłopak mocno na utrzymaniu otwartych oczów do zdjęcia.

p2100279.jpg p2100285.jpg p2100290.jpg

p2100293.jpg

11.02., niedziela. Nowa Niemka.

Wprowadziła się Julia, w miejsce Tiny. Jest wielka i o przysłowiowej, niemieckiej urodzie. Wygląda w każdym razie dosyć miło; na pewno będzie lepsza od Tiny, z którą miałam na pieńku, a która mnie paskudnie ongiś obgadała, Niemra jedna.

12-15.02., szpital.

Zaczęłyśmy endokrynologię. Jest nudnawo, jedyny plus jest taki, że kończymy o 11. Z tej okazji zaczęłyśmy jeździć na wykłady do San Juan! Na razie byłyśmy jedynie na dwóch, ale to zdecydowany postęp.

Z ciekawostek medycznych: na oddziale znalazł się z powodu cukrzycy nad-mężczyzna! Super-samiec! Hmm, był bardzo wysoki i miał o jeden igrek za dużo.

Pogoda natomiast się popsuła, jest pochmurno, czasem popaduje, a temperatury krążą wokół 14 stopni. Brrr.

Piszemy egzaminy

9 lutego, 2008

… i świetnie się bawimy!

p2080270.jpg

p2080271a.jpg

Egzamin z neurologii za nami. Można było wykorzystać w pełni rozwijane przez cztery długie lata studiów umiejętności strzelania. Pytań testowych było 88, plus trzy wymagające rozwinięcia, co poszło już nieco gorzej. No, ale jak to się mówi, pierwsze koty za płoty.

Co było fajne, to że zabrali nam tylko kartę odpowiedzi, książeczki z pytaniami zostawili na pamiątkę (choć, pełne przyzwyczajeń z Polski, chciałyśmy je usłużnie oddać), pomimo że niektóre pytania się powtarzają. Żadnego wynoszenia testów pod swetrem, fotografowania komórką pod ławką, ewentualnie zapamiętywania pytań czy innego rodzaju cyrków…

A poza tym na Zachodzie zestaw czerń-biel na egzaminie jest już dawno passé.

Jueves Gordo…

1 lutego, 2008

… czyli tłusty czwartek!

Wydaje się, że nigdzie nie kultywuje się tradycji z takim entuzjazmem jak na obcej ziemi.

p1310283.jpg

My w każdym razie jesteśmy wzorem kultywacji i entuzjazmu. Na pączki się nie porwałyśmy, bo to wyższa szkoła jazdy, ale faworki wyszły bajeczne!

Gdyby kogoś naszła ochota, przepis jest dziecinnie prosty: zagniatamy ciasto z 3 szklanek przesianej mąki, 6-7 żółtek i pół szklanki piwa. I już. Nam wyszło tej mąki trochę więcej, no ale to już chyba indywidualnie, ważne żeby konsystencja była odpowiednia. I trzeba wyrobić tak, żeby jak najwięcej powietrza dostało się do środka. A potem wałkujemy cienieńko na posypanej mąką stolnicy, tniemy na paski z dziurą w środku i zawijamy. I smażymy na głębokim oleju o odpowiedniej temperaturze. Nam pierwsze się trochę spaliły, ale po zmniejszeniu ognia było idealnie.

Jak widać, za wałek robiła butelka wina. I pomagali wszyscy.

p1310273.jpg p1310280.jpg p1310276.jpg

Oprócz faworków w skład menu weszły placki ziemniaczane z gulaszem i 2 sałatki, jedna przygotowana przez Asię, druga przez Alyię.

Asia, Grzesiek, Filipinka Fe, Alyia:

p1310288.jpg p1310291.jpg

Tutaj jeszcze dodatkowo z Youssefem.

p2010301.jpg p2010296.jpg

p2010299.jpg p1310281.jpg

Trzeba nadmienić, że nie było ani jednego rdzennego Hiszpana w tym gronie. Bilans przedstawia się następująco: nasza czwórka, Algierka Alyia, Marokańczyk Youssef, Filipinka Fe i Senegalczyk o dumnym imieniu Gouda. Dosyć barwnie, co?