Archive for the ‘egzamin’ Category

Stuff that you need for finals

20 lipca, 2008

Zazwyczaj nie pozwalam sobie na dygresje nie związane z moim pobytem w groźnej i mroźnej Hiszpanii, a już w ogóle nigdy na wrzucanie mniej lub bardziej zabawnych tworów zamieszczanych na You Tube, ale tym razem zrobię wyjątek.

Z dedykacją dla moich biednych dziewczyn, które ciężko uczą się do interny – w ramach powtórki do egzaminu:

Szczęśliwego najszczęśliwszego!

20 czerwca, 2008

Wszystkiego najlepszego z okazji najszczęśliwszego dnia w roku!

Jest to też drugi dzień Hogueras de San Juan (czyli Ognisk Świętego Jana), które to są niczym innym jak alikantyńską wersją walencjańskich Fallas. Ale o tym cicho sza i publicznie nic nie mówić, bo alicantinos na takie porównanie obrażają się srodze. Niby obchody zaczęły się już wczoraj, a tak w ogóle zaczynały się zaczynać już jakiś tydzień temu, co objawiało się rozlicznymi corridami i mascletami o północy, ale ja wychodzę dopiero dzisiaj, coby zobaczyć na własne oczy o co dokładnie chodzi.

Poza tym kontynuuję praktyki (już teraz „wakacyjne”) na onkologii dziecięcej i uczę się do egzaminu z ginekologii. Nie wspominałam o tym, bo to nic chwalebnego, w każdym razie nie udało się zaliczyć chorób zakaźnych, wobec czego trzeba będzie tu wrócić we wrześniu na jakiś tydzień. No trudno. Jakoś się przeżyje :)

Ginekologicznie, egzaminacyjnie

4 czerwca, 2008

Ostatnie dni były od rana do wieczora wypełnione nabywaniem wiedzy ginekologiczno – położniczej.

Dziś popełniłyśmy z Agnieszką egzamin pisemny, jeszcze nieostateczny, ale i tak – jakie wyzwanie! U nas z pisaniem ortograficznym i gramatycznym po hiszpańsku tak sobie średnio na jeża, no i w ogóle przyswojenie tego całego słownictwa w tak krótkim czasie graniczy z cudem, więc za wiele sobie nie obiecujemy ale… ¡a ver! Zobaczymy!

Za to w czwartek… No więc w czwartek o godzinie 17.30 dowiedziałyśmy się, że musimy zdać również egzamin praktyczny z ginów właśnie. A ściślej rzecz biorąc, że musimy go zdać dnia następnego o godzinie 12.30. A w ogóle jeszcze że zapisy skończyły się w poprzednim tygodniu. Do nas, sierotek, nie dotarła ta informacja odpowiednio wcześniej; zupełnie przypadkiem wygadał się Włoch Giuseppe.

Żeby było mało, musiałyśmy również dostarczyć dzienniczek z własnoręcznie napisanym sprawozdaniem z praktyk (które nota bene odbyłyśmy pół roku temu), w którym to powinnyśmy były zawrzeć opis tego, co dzień po dniu zajmowało nas w czasie tychże.

Ktoś inny by się załamał, wpadł w depresję i wrócił z płaczem na ojczyzny łono – ale nie my! Dzienniczki zostały spisane w godzinach 22.30 – 2.30, bite cztery strony A4; jako że treść była identyczna, bardzo zmyślnie zmieniłyśmy czcionkę, kolejność wykonywanych różności oraz nazwiska, przez co stały się absolutnie nie do odróżnienia, w międzyczasie zaś zgłębiałyśmy arkana tajemnej wiedzy praktyczno – ginekologiczno – położniczej (ale nie na sobie nawzajem).

A następnego dnia… poszłyśmy. Zobaczyłyśmy. I zaliczyłyśmy.

Piszemy egzaminy

9 lutego, 2008

… i świetnie się bawimy!

p2080270.jpg

p2080271a.jpg

Egzamin z neurologii za nami. Można było wykorzystać w pełni rozwijane przez cztery długie lata studiów umiejętności strzelania. Pytań testowych było 88, plus trzy wymagające rozwinięcia, co poszło już nieco gorzej. No, ale jak to się mówi, pierwsze koty za płoty.

Co było fajne, to że zabrali nam tylko kartę odpowiedzi, książeczki z pytaniami zostawili na pamiątkę (choć, pełne przyzwyczajeń z Polski, chciałyśmy je usłużnie oddać), pomimo że niektóre pytania się powtarzają. Żadnego wynoszenia testów pod swetrem, fotografowania komórką pod ławką, ewentualnie zapamiętywania pytań czy innego rodzaju cyrków…

A poza tym na Zachodzie zestaw czerń-biel na egzaminie jest już dawno passé.

Cambios, examenes y otras cosas

3 grudnia, 2007

Zmiany zmiany zmiany…

Wyprowadzam się. Mam dość Gregoria, dość tego że woda pod prysznicem jest letnia, tego że w mieszkaniu jest zimniej niż na dworze, że tynk się osypuje, że wszystko się ciągle psuje a sufit jest łatany tekturą. A już najbardziej nie podoba mi się fakt, że płacę za to 215€ miesięcznie i jeszcze Greg ostatnio wpadł na pomysł, że podniesie nam czynsz.

Znalazłam blisko pokoik za 210€. Cztery osoby w mieszkaniu, dwie eleganckie łazienki, grzejnik i tv/dvd w każdym pokoju, powiedzmy sobie szczerze…

Z innych newsów: egzamin z chorób zakaźnych został oddany walkowerem. Byłyśmy bez szans, tymczasem możemy też zdawać w czerwcu, do wyboru: ustnie albo pisemnie. No Ameryka, moi drodzy, żyć nie umierać.

Wciąż robimy w szpitalu praktyki z ginekologii/położnictwa. Świetna sprawa, codziennie coś innego. Dziś oglądałam zapłodnienie in vitro. Zastanawiam się czy w Polsce kiedykolwiek zobaczyłabym coś takiego.

Za nami weekend andrzejkowy, był plan lania wosku i odczytywania losu z kawowych fusów, zamiast tego skończyło się na standardowej tułaczce po knajpach. Jakoś wciąż brak zbratania się z innymi Erasmusami, zamiast tego zapoznaję się z działającymi aktywnie w Alicante couchsurferami; w piątkową noc poniewieraliśmy się razem.

W związku z brakiem większych obciążeń nauką się chodzi na plażę. Się odpoczywa. Się piwo pod palmą pija. Dziś było 20°C na ten przykład.

A w przyszłym tygodniu Wrocław!