Archive for Styczeń 2008

Elche

29 stycznia, 2008

Zakończył się pierwszy semestr kursu z hiszpańskiego, z tej okazji wszyscy umówiliśmy się na obiad pożegnalny w Elche, o którym Maria Luisa, jedna z naszych dwóch nauczycieli, nie mówi inaczej niż una ciudad MUY preciosa – CUDOWNE miasto. Powtarza to tak często, że zastanawiamy się, czy przypadkiem ktoś jej za to nie płaci.

Chyba nie wspominałam o Erasmusach z Alicante, a w każdym razie o tych z medycyny. Większość stanowią Niemcy, którzy są zamknięci w swoim gronie i raczej odstraszający, niewiele jest osób naprawdę fajnych. A może to kwestia kierunku studiów? Fakt jest faktem, integracja była ciężka do uskutecznienia.

Pojechałyśmy dziś na ten obiad bez większego entuzjazmu. Na miejscu okazało się, że miejscowi Erasmusi (ale już głównie studiujący przedmioty techniczne, prawo itp.) spotykają się razem z nami. CO ZA RÓŻNICA!

p1290271.jpg

Przypadkowo, lecz jakże fartownie, trafiło nam się miejsce przy stole obok części z nich. Przykładowe zajęcia podczas obiadowania (które byłyby co najmniej niestosowne przy drugiej części stołu):

  • rozmowy o tym, dlaczego nie poleca się zamawiać we Włoszech makaronu „pene„, dajmy na to, z sosem pomidorowym;
  • pojawił się naturalnie temat najpopularniejszej chyba ostatnio piosenki Jozin z Bazin;
  • rysowanie mapy Europy na papierowych podkładkach pod talerze i umieszczanie na niej swoich miast;
  • tworzenie zaawansowanych form origami oraz puszczanie papierowych samolotów;
  • wzajemne wymienianie się deserami.

Po obiedzie poszliśmy na spacer po mieście, w czasie którego zostałyśmy obdarzone kilkoma zaproszeniami na imprezy. Najbliższa w ten weekend – kiedy to Alicante zamieni się w jeden wielki, uliczny bal karnawałowy.

Kilka zdjęć z Elche z dzisiaj (na pierwszym drzewa z pomarańczami, na drugim Wielka Rzeka w Elche) …

p1290277.jpg p1290278.jpg p1290275.jpg

… i z końca października. Zdjęcia w większości zrobione w największym gaju palmowym w Europie, powstałym już w X w., wpisanym w 2000 roku na światową listę UNESCO.
pa270002.jpg pa270010.jpg pa270012.jpg pa270027.jpg

pa270008.jpg pa270029.jpg pa270031.jpg

pa270097.jpg pa270075.jpg pa270072.jpg

pa270058.jpg pa270060.jpg pa270048.jpg

pa270091.jpg pa270056.jpg

Dawno nie było niczego o sytuacji meteorologicznej. Zapewniam, że wszystko bez zmian, pogoda nieustannie słoneczna, zaś za miastem sady zakwitły na bladoróżowo, co niechybnie oznacza nadejście wiosny.

Mi habitación 2

27 stycznia, 2008

W końcu ogarnęłam nieco bałagan, więc kilka zdjęć mojego pokoju:

p1270270.jpg p1270283.jpg p1270289.jpg

Odrobinę przyciemnawy i niezbyt wielki, ale za tę cenę (210 €, i to z wliczonymi wszystkimi opłatami, internetem, tv/dvd w pokoju, dwiema łazienkami i panią sprzątającą raz w miesiącu) to naprawdę rzadki skarb. Uwagę zwraca zwłaszcza biurko w normalnym rozmiarze, które wydaje się być prawdziwym olbrzymem w porównaniu z poprzednim. Nie ma wprawdzie palm za oknem, ale jakoś jestem to w stanie przeżyć.

Aha, na zdjęciu się uczę, a nie śpię, wiadoma sprawa.

Jakiś czas temu doszłyśmy do wniosku z Agnieszką, że zdziadziejemy jeśli nie będziemy się ruszać i z tej okazji zapisałyśmy się w Centro14 (coś w rodzaju MDK) na flamenco. Wczoraj byłyśmy na pierwszych zajęciach! Było całkiem fajnie, jest nas tam chyba ze 30 (!) dziewczyn, ale gdyby wystawiano oceny, bez wątpienia miałabym bańkę z koordynacji ruchowej…

Erasmusowe party u Grzesia

27 stycznia, 2008

Dwa tygodnie temu u Grzesia zadziało się. Widzimy między innymi Meksykanina, który spędził w minionym roku święta w Polsce i bardzo był zachwycony śniegiem.

img_0242-1.jpg img_0261-1.jpg img_0246.jpg img_0241-1.jpg

img_0235.jpg img_0258.jpg img_0234.jpg

Na razie tyle.

Castillo de San Fernando

23 stycznia, 2008

…czyli dowód na to, że w Alicante też rosną drzewa.

Castillo de San Fernando jest XIX-wieczną fortecą położoną w centrum (a jakże) na wzgórzu Tosal, mającą, wraz z castillo de Santa Bárbara, bronić miasta przed inwazją napoleońską. Siły hiszpańskie okazały się być jednak zbyt słabe i miasto zostałoby niechybnie zdobyte, gdyby nie to, że wojska francuskie zostały odwołane na wschód z powodu wojny z Rosją.

Tymczasem castillo de San Fernando, jako zbudowany równie szybko co źle, okazał się być bezużyteczny militarnie. Obecnie służy jako kolejne miejsce na plenerowe spotkania młodzieży wieczorową porą.

p1130279.jpg p1130282.jpg p1130286.jpg

Całe wzgórze jest, jak rzadko co tutaj, zielone.

p1130276.jpg p1130277.jpg p1130280.jpg

Castillo de Santa Bárbara

p1130281.jpg p1130278.jpg p1130275.jpg

… i panorama miasta.

p1130289.jpg p1130294.jpg

Tyle w kwestii zdjęć.

W zeszłym tygodniu zakończyła się na jakiś czas nasza przygoda z chirurgią. Drugi tydzień, spędzony na kardiochirurgii, był niezapomniany. Widziałyśmy serce! Takie biedne, spłoszone, kurczące się nerwowo serduszko! Niesamowita sprawa. Lekarze przemili i prze-cierpliwi, opowiadali nam o wszystkim: o tym jak działa maszyna do krążenia pozaustrojowego, o tym skąd się bierze naczynia do bajpasów i dlaczego, o znieczulaniu, o ewentualnych powikłaniach, o wszystkim! Może to nie wydaje się jakoś szczególnie interesujące, ale naprawdę takie było. I zupełnie jak w serialach, przy przywracaniu normalnego krążenia, chirurg brał do rąk łyżki defibrylatora, przykładał je do migoczącego serca,

– (pielęgniarka) do ilu naładować?

– (lekarz) do dwudziestu.

(ciało pacjenta przechodzi lekki spazm, wszyscy patrzą na EKG, serce się kurczy raz, dwa razy, trzy i… przestaje!)

– (lekarz) proszę naładować jeszcze raz!

(i znów to samo, i już tym razem serce kurczy się tak, jak powinno, i chociaż nikt nie oddycha z ulgą ani nie ociera potu z czoła, bo wcale to nic znowu takiego nadzwyczajnego, nam wychodzą oczy z orbit, takie to jest niesamowite!)

Teraz robimy neurologię i przygotowujemy się równocześnie do egzaminu z tegoż przedmiotu; nuda, szarość i marność nad marnościami.

Torrevieja

13 stycznia, 2008

Są tacy, co zwiedzają Barcelonę, Madryt, Granadę.

I są też pozostający poza mainstreamem poszukiwacze przygód, jeżdżący do Altea, Elche i Torrevieja.

Nieprzypadkowo należymy do drugiej grupy!

Torrevieja to już stare dzieje; wybraliśmy się tam 6. grudnia, w rocznicę ustanowienia konstytucji w Hiszpanii. Dzieci nie dostają prezentów (zamiast tego dokładnie miesiąc później przynoszą im je trzej królowie), natomiast każde miasteczko świętuje ten dzień po swojemu. Torrevieja skusiła nas obietnicą darmowej paelli.

pc060161.jpg pc060169.jpg pc060172.jpg

pc060250.jpg pc060229.jpg pc060220.jpg

Poniżej rzeczona paella (za którą staliśmy w niezwykle długiej kolejce i bez wiary na otrzymanie swojej działki, lecz nie bez kozery reklamowali ją jako gigante), plus prezentacja naszych talerzy (mnie trafił się ten pełen ślimaków; chwilami było nieco dramatycznie, ale podołałam), plus mascleta, czyli osobliwy hiszpański sposób na okazanie radości za pomocą dymu i huku.

pc060195.jpg pc060205.jpg pc060190.jpg

pc060252.jpg

Kuchnia

12 stycznia, 2008

Jakoś nie mogę się zebrać do obfotografowania pokoju, więc dziś jedynie kuchnia plus widok z kuchennego okna.

p1120278.jpg p1120282.jpg p1120283.jpg

No dobrze, widok może nie powala na kolana, niemniej jednak sam fakt posiadania okna w kuchni jest dla mnie radosny. Zwróćcie też uwagę na kolor nieba. Nigdy się nie zmienia. Sama rozkosz.

Z ciekawostek kulinarno-spożywczych: wczoraj na kolację do Hiszpanki (w rzeczywistości wcale Hiszpanką nie będącej, ale o tym za moment) przyszli znajomi. Zaprosili mnie do biesiady, dzięki czemu spróbowałam między innymi smażonych w głębokim oleju, pokrojonych na plasterki zielonych bananów. Smakowały zupełnie jak frytki i tak też były podawane – jako dodatek do mięsa.

Zintegrowałam się trochę z resztą domowników. Kolejny miks kulturowy:

  • Alía, lat 24, pochodzi z Algierii, ale od wielu lat mieszka w Hiszpanii; studiuje tłumaczenia;
  • Tina, lat 26, Niemka. Teraz studiuje biotechnologię, ale wcześniej, zdaje się, skończyła medycynę.
  • Youssef, lat 27, jest z Maroka. Siedem lat temu rzucił studia i przyjechał do Hiszpanii pracować. Mieszka tu jedynie tymczasowo, zamiast swojej dziewczyny Roxany, która wybrała się na jakiś czas w swoje rodzinne strony, czyli do Peru.